Zbrodnia w Ciepielowie 8/9 września
1939 roku
Już pierwsze
dni po napaści Niemiec na Polskę w 1939 roku unaoczniły współczesnym , że
trwająca wojna przeradzająca się powoli w konflikt światowy nie będzie podobna
do poprzedniego konfliktu, który zakończył się w 1918 roku. Zdobycie przewagi /
pokonanie przeciwnika miało dokonać się w myśl założeń doktryny Wehrmachtu i
pomysłów „Fuehrera” przy pomocy
wszystkich dostępnych „sił i środków”. Wśród ich arsenału znajdowało nie tylko
porażenie wroga potęgą militarną ale także paraliżowanie go strachem
wywoływanym brutalnością działania niemieckich oddziałów. Atakowano więc nie
tylko zwarte formacje Wojska Polskiego. Obiektem napastniczej furii niszczenia
i mordowania stawała się bardzo często ludność cywilna, jeńcy wojenni, obiekty
oznaczone jako cywilne, szpitale (Wieluń 1.09.39 roku - atak lotniczy o
kilkanaście minut wcześniej niż salwy na Westerplatte). Warto przypomnieć, że w
dniach od 1 września 1939 do 25 października tegoż roku (okres niemieckiej
administracji wojskowej – P.Ł.) na zajmowanych terenach Rzeczpospolitej
odnotowano ponad 700 mordów popełnionych przez zorganizowane oddziały
niemieckie. Ich ofiarą padło prawie 16 336 obywateli polskich – większa
część tych przestępstw została popełniona w trakcie trwania Kampanii
Wrześniowej – czyli w pierwszym miesiącu wojny (84% egzekucji i 75% ogólnej
liczby zabitych). W tym „nurcie” mieści się mord popełniony na polskich jeńcach
wojennych wojennych dniu 8 września 1939 roku przez żołnierzy 11. kompanii 15.
pułku 29. Dywizji Pechoty Zmotoryzowanej Wehrmachtu na wziętych do niewoli
Polakach – żołnierzach 74 Pułku Piechoty.
Zbrodnia ta
ujawniona została przez jednego z jej świadków (lub, co możliwe, wręcz
wykonawców) poprzez przekazanie Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie (1950 rok)
dokumentów wśród, których znajdowały się zdjęcia (przed i po egzekucji) oraz
nie podpisany (liczący dwie strony) i nie datowany tekst opisujący utrwalony na
zdjęciach dramat.
Nim jednak
przejdziemy do opisu tych krwawych zdarzeń z 1939 roku chcielibyśmy pokazać
czytelnikowi jak ideologicznie wyposażony przystępował do wojny przeciwko
Polsce niemiecki żołnierz. Otóż każdy z nich w książeczce żołdu noszonej przy
sobie miał wklejone do niej „10 przykazań
prowadzenia wojny przez niemieckiego żołnierza”. „Towarzyszyły” mu one w boju
jak i na popasach, a także podczas zbrodniczych wyczynów. Pomijając tu wyraźne nadużycie uczuć
religijnych poprzez nawiązanie do 10 Przykazań Bożych, warto je przytoczyć In extenso :
1) W walce o zwycięstwo żołnierz
niemiecki będzie przestrzegał zasad rycerskiego prowadzenia wojny. Okrucieństwo
i bezmyślne niszczenie są poniżej jego godności,
2) Walcząc będzie nosił mundur albo
specjalnie wprowadzone i z daleka widoczne oznaki. Nigdy nie będzie walczył w
ubraniu cywilnym i bez tych oznak,
3) Nigdy nie zabije nieprzyjaciela, który
się poddał, ani nawet partyzantów i szpiegów – ci karani będą we właściwy
sposób przez sądy,
4) Nie będzie maltretować ani znieważać
jeńców wojennych. Odbierze im broń, mapy, dokumenty, ale nie tknie rzeczy
osobistych,
5) Nie będzie używać kul dum – dum ani
przerabiać innych na dum – dum,
6) Instytucje czerwonego Krzyża są
nienaruszalne. Z rannym nieprzyjacielem obchodzić się będzie po ludzku. Nie
będzie przeszkadzał sanitariuszom i kapelanom w niesieniu pomocy lekarskiej i
duszpasterskiej,
7) Ludność cywilna jest nietykalna. Żaden
żołnierz nie będzie grabić ani złośliwie niszczyć. Szanować będzie zwłaszcza
pomniki historyczne, gmachy służące celom religijnym, sztuce, nauce albo
dobroczynności. Od ludności będzie żądać świadczeń w naturze albo w usługach
tylko na rozkaz przełożonego i tylko za opłatą,
8) Nie wkroczy na terytorium neutralne,
nie będzie nad nim przelatywał samolotem ani go ostrzeliwał, terytorium
neutralne nigdy nie stanie się obiektem jakichkolwiek działań wojennych,
9) Gdy żołnierz niemiecki dostanie się do
niewoli, poda swoje imię i nazwisko oraz rangę wojskową jeżeli go o to
zapytają. W żadnych okolicznościach nie wymieni jednostki wojskowej do której
należy i nie udzieli żadnych informacji o wojskowej, politycznej i gospodarczej
sytuacji w Niemczech. Ani obietnice, ani groźba nie zdołają go do tego skłonić,
10) Wykroczenia przeciwko wymienionym
obowiązkom będą karane. O wykroczeniach nieprzyjaciela przeciwko wyżej podanym
zasadom 1 – 8 należy składać raport. Stosowanie odwetu dopuszczalne jest tylko
na rozkaz wyższych dowódców.
Dla
otrzymania pełnego obrazu sytuacji musimy tu przypomnieć, że wkraczający do
Polski Wehrmacht miał przygotowany przez niemiecką propagandę obraz Polaków
jako urodzonych partyzantów i spiskowców, którym nie wolno nigdy zawierzać. W
związku z tym w wielu przypadkach agresywne reakcje napastników wobec ludności
cywilnej i jeńców wojennych mogły być pewnego rodzaju transmisją lęków i i
fobii potęgowanych jeszcze przez stres pola walki. Tak jednak niewątpliwie (jak
się przekonamy) nie było w przypadku mordu ciepielowskiego.
Zacznijmy od
relacji wspomnianego wyżej świadka, który dostarczył swój pamiętnik i zdjęcia
do placówek mających reprezentować Polskę w strefach okupacyjnych Niemiec:
[...] w lesie
ciepielowskim, niedaleko od Zwolenia [...] Słyszę ogień karabinów maszynowych.
Szpica jest pod ogniem [...] Skradam się razem ze wszystkimi [...] nie widzę
żadnego Polaka. Strzelec strzela jak wściekły z karabinu maszynowego. Brzęczą
rykoszety. [...] Polacy także strzelają. Gwizd przy prawym uchu [...] upadł
kapitan Lewinsky. Postrzał z góry. Strzelcy muszą być na drzewach. Podziwiam
ich odwagę. [...] Kompania ma 14 zabitych, łącznie z kapitanem Lewinskym.
Dowódca pułku, pułkownik Wessel z monoklem w oku (z Kassel) szaleje. >>Co
za bezczelność, chcieć nas zatrzymać – mojego Lewinskyego mi
zastrzelili<<. Nie bierze pod uwagę , że są to żołnierze.[...]”. Walka
zakończyła się obustronnymi stratami po wyczerpaniu zapasów amunicji, i
polskiej próbie uderzenia na bagnety, potem zaś ataku niemieckiej broni
pancernej, która ostatecznie rozstrzygnęła starcie na korzyść Niemców.
Wściekłość
pułkownika Wessela przełożyła się na traktowanie wziętych do niewoli Polaków.
Dla dokonania zemsty za spowodowane straty potrzeba było pretekstu, a to mogło
ułatwić upodobnienie wziętych do niewoli do partyzantów – „freischaerler /
partisanen” : „ [...] Wessel twierdzi, że ma do czynienia z partyzantami,
jakkolwiek każdy z 300 polskich jeńców ma na sobie uniform [...]”. Na polecenie
Niemców zdejmują kurtki mundurowe, zostają w koszulach. Do tego obcina się
szelki – to ma utrudnić ewentualną ucieczką i przewidywany opór. Choć w danym
momencie był raczej trudny do przewidzenia, bowiem niewątpliwie zmęczeni,
głodni i zestresowani walką i odniesioną przed momentem porażką ludzie nie
chcieliby natychmiast zaatakować zwycięzców. Patrząc na zdjęcie, na którym
wspominany pułkownik Wessel władczym gestem ręki pokazuje im kierunek , w
którym mają się udać, można chyba powiedzieć, że byli w danym momencie
pogodzeni ze swym losem: „[...] następnie jeńcy muszą iść brzegiem szosy,
rzędem jeden za drugim. [...] dokąd się ich prowadzi ? W kierunku tyłów, do
taborów, skąd zostaną zabrani do punktu zbornego dla jeńców ? [...] pięć minut
później słyszę terkot tuzina [...] automatów. Pospieszyłem w tym kierunku – o
sto metrów dalej ujrzałem rozstrzelanych 300 polskich jeńców leżących w
przydrożnym rowie. Zaryzykowałem zrobienie [...] zdjęć, wtedy przed obiektywem
dumnie stanął jeden z tych zmotoryzowanych strzelców, którzy dokonali tego
dzieła na rozkaz pułkownika Wessela”.
Zginął dowódca pułku major Józef Pelc, a jego
zastępca kapitan Cyruliński odebrał sobie życie strzelając sobie w głowę widząc
co spotkało żołnierzy z podległej mu jednostki, nie uniknęli też śmierci
pułkowi lekarze major doktor Józef Cesarz (74GPP) i major doktor Ajzyk Walberg
(27 PP).
Sam przebieg
zbrodni mimo istnienia kilku relacji nie jest dokładnie znany. Jedna z nich
mówi , że do idących w kolumnie w kierunku Lipska jeńców strzelano z karabinów
maszynowych z jadącego za nim półciężarowego auta, inne zaś wspominają (jak
przytoczona powyżej) o „formalnym” rozstrzelaniu. O tym , że nie był to
„wypadek przy pracy” świadczą to tym kolejne relacje o zachowaniu się żołnierzy Wessela. Sołtys wsi Anusin (Jan
Zuba) następnego dnia (9.09.1939) po starciu wybrał się z sąsiadami i swoim
synem do lasu, w którym miało ono miejsce, by pochować zabitych lub udzielić
pomocy rannym. Według jego słów nie można było doprowadzić „akcji ratunkowej”
do końca ponieważ po lesie krążyły tyraliery niemieckich żołnierzy, które
rabowały i dobijały: „ [...] rannych polskich żołnierzy i rozstrzeliwali
zdrowych [...]”, kilku z nich udało się ocalić dzięki znajomości języka
niemieckiego przez Zubę ale po postrzeleniu przez Niemców jego syna zaprzestał
on udzielania pomocy i oddalił się do domu.
Mord ten nie
dość tego, że był złamaniem wszystkich z cytowanych wyżej zapisów „10
przykazań...”, wszelkich paragrafów
prawa międzynarodowego odnoszących się do traktowania jeńców wojennych a także
i konwencji haskich.
Za jego
popełnienie nikt z winnych nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności. Nie
jest też wiadomo, by takie próby w ogóle miały miejsce.
Piotr
Łysakowski